The Special Relationship



Serdecznie zapraszam na mój blog równoległy MOŚCICKI 1929.




     Po obejrzeniu w HBO wyprodukowanego przez tę stację w koprodukcji z BBC obrazu „The Special Relationship” – polski tytuł „Władcy świata” (naprawdę świetnie dobrany) uświadomiłem sobie, że to już prawie dziesięć lat mija od momentu, gdy z otwartą gębą wpatrywałem się w ekran, na którym odgrywał się I akt dramatu 9/11. I to nie był film science fiction. Naprawdę w jeden z symboli Nowego Jorku, ba, całej Ameryki, władowuje się 11 września o godz. 8:46 potężny Boeing 767. Siedemnaście minut mija, gdy telewizje całego świata rozpoczynają transmisję bezpośrednią najważniejszego ewentu w swej historii – uderzenia drugiego Boeinga 767, tym razem w południową wieżę WTC.
     Tak się rozpoczął wiek XXI. Początek nie mógł być bardziej niejednoznaczny. Współczesny Rzym, którego mniej lub bardziej tajne służby już wtedy dysponujące prawie boską omnipotencją, dały się ograć grupce podobno rozpracowanych operacyjnie mudżahedinów. Systemy zdolne do natychmiastowego wychwycenia prawdopodobnego toru lotu jaskółki nad stanowym Kongresem w Bismarck, stolicy Północnej Dakoty na przykład, nagle odpuściły porwanie czterech rejsowych Boeingów. Kilkanaście agend, służb, komitetów, task forców dały ponad półtorej godziny na odegranie scenariusza godnego Oscara wszech czasów. W dziedzinie fantastyki.
     No bo przecież niełatwo uwierzyć w wersję oficjalną, a raczej w jej braku sensu. W prosty sposób zepchnięto wątpliwości (?) co do faktu, iż wieże WTC, jedne z symboli amerykańskiej perfekcji budowlanej, pełne stalowych kratownic, teoretycznie odporne na każdy Armagedon, tak same z siebie układają się w stosik naleśników, do kategorii „teorii spiskowych”. Podobnie jak „teorią” stał się karkołomny lot Boeinga lotu 77 AA na świeżo wyremontowaną, prawie pustą część Pentagonu, oczywiście pozbawioną wszelkiego rodzaju monitoringu (przynajmniej takiego nadającego się do publicznego pokazu). I tak dalej, i tak bardziej przerażająco.
     No bo jeżeli wersja samobójczej grupki bojowników z saudyjskimi przeważnie paszportami nie jest wiarygodna, to co nam, biernych obserwatorom, pozostaje ?
W XXI wieku zaszufladkowanie czegoś jako teorii spiskowej równe jest skierowaniem twórcy lub gorącego propagatora takiej „teorii” do psychiatryka (psychuszki). Takiego Michaela Moore`a za jego Fahrenheit 9/11 na przykład. Prześmiewca Will Ferrell oraz jego naśladowcy sami także skazują się na funkcjonowanie w programach niszowych lub w ruchach o nastawieniu mesjanistycznym – Aaron Russo i jego 9/11 Truth Movement.
Wydaje się, iż stosunkowo niewielka skala „teorii spiskowych” w porównaniu np. z alternatywnymi scenariuszami zabójstwa Johna Kennedy wynika ze swoistej samocenzury narzuconej sobie przez amerykańskie i światowe media. Proszę porównać ile nakręcono filmów fabularnych zainspirowanych wydarzaniami w Dallas (Executive Action z 1973, Fatal Deception z 1993, Ruby z 1992, JFK z 1991) nie wspominając już wielu setek książek, w większości krytykujących oficjalną interpretację wydarzeń z listopada 1963, a także przebojów muzycznych z Rolling Stones oraz Gun`s Roses na czele. Dodatkowym czynnikiem ograniczającym imaginację (lub użycie zasad zdrowego rozsądku, jak kto woli) były z pewnością względy prawne, wynikające z kompleksu prawnego przewrotnie nazwanego The Patriot Act.
     Gdyż jeżeli oficjalna wersja 11 września mija się z prawdą, to co pozostaje ?
W odróżnieniu od zamachu w Dallas, który logistycznie był przedsięwzięciem łatwym – proszę sobie wyobrazić lepszy cel od głowy państwa w odkrytym samochodzie jadącym powoli zabudowanym wysokimi budynkami spokojnym przedmieściem.
Wybór jednego lub nawet kilku strzelców z misją zbawienia świata lub pomszczenia jakiejś krzywdy dziejowej, dobrze by było z odpowiednią przeszłością i już można próbować zmienić bieg historii.
     Atak na WTC był natomiast akcją XXI wieku – wymagał ścisłego planowania, logistyki, perfekcyjnej znajomości zasad ruchu w przestrzeni powietrznej USA, zamachowców samobójców zdolnych pilotować ogromne maszyny rejsowe i to pilotować perfekcyjnie. Czyli ekipy dysponującej ogromnym potencjałem finansowym oraz organizacyjnym i umiejętnościami nie przystającymi do grupki młodych bojowników o niewielkim doświadczeniu np. w pilotowaniu czegokolwiek większego od awionetki.
     Ekipa ta ponadto musiałaby przeciwstawiać się molochowi amerykańskich służb specjalnych, groźnych nawet na początku stulecia. Albo – mieć tych służb zezwolenie, a nawet pomoc zza kulis przedstawienia.Ale to jest możliwość tak potworna, iż lepiej zbyt często jej nie przywoływać.

     Film „The Special Relationship” kończy się jednakże pół roku przed atakiem na WTC. Dokładnie 24 lutego 2001, gdy Tony Blair pierwszy raz spotkał się z Bushem Juniorem. Autorzy filmu – jak mi się zdaje – chcieli ukazać moment przejęcia funkcji Pierwszego Władcy Świata przez nowego Prezydenta USA. Gdyż na krótki okres tytuł ten mógł być przez opinię światową przyznawany właśnie młodemu, ambitnemu i zdecydowanemu przywódcy Wielkiej Brytanii.
     Film ten to historia kariery politycznej Tonyego Blaira, z zwłaszcza jego „specjalnych relacji” z prezydentami Stanów Zjednoczonych – Billem Clintonem oraz Georgem W. Bushem. Od potulnego uczniaka w szkole międzynarodowej polityki do daremnie próbującego ustawić „do pionu” nokautowanego przez amerykańską oraz światową opinię publiczną, opozycję oraz media „cygarowego prezydenta”.
     Przesłaniem tego prawie paradokumentalnego filmu w reżyserii Richarda Loncraine (serial „Kompania braci” jest iż to właśnie Blair rozdawał karty w światowym pokerze. Przynajmniej w epizodzie zwanym Kosowo. Gdyż wrzesień 2001 „specjalnym związkom” przywrócił normalny charakter.

Następne emisje filmu na kanale HBO 28 czerwca godz. 14:35 oraz 29 czerwca godz. 6:00. Polecam gorąco.