Kmicic jestem


Serdecznie zapraszam na mój blog równoległy MOŚCICKI 1929.





      Obecnie to mamy wolność i swobodę. Przynajmniej w zakresie zmiany nazwiska lub imienia albo i też w wersji ekstremalnej obu tych istotnych określników życiowych. Wystarczy dokonać wydatku w kwocie 27 zł tytułem opłaty skarbowej. Oprócz tego wystarczy odrobina fantazji i wyobraźni celem przekonania urzędnika państwowego – w tym przypadku kierownika Urzędu Stanu Cywilnego – że nazwisko lub imię albo oba równocześnie ośmieszają nosiciela lub nie licują z godnością człowieka.
      Wydawać by się mogło, iż warunek niefinansowego charakteru jest trudny do spełnienia. Nic bardziej mylnego. Dla przykładu posłużę się dowcipem z brodą bardzo gęstą. Jak udowodnić swe racje do zmienienia rodowego nazwiska „Lampa” ? Powierzam problem ten Państwa wyobraźni lub wejścia na mój następny blogowy post.
      A przed wojną to operacja taka była nie tylko o wiele bardziej skomplikowana lecz i niemiłosiernie droga.

      Zgodnie z ustawą z dnia 24 października 1919 r. w przedmiocie zmiany nazwisk zezwolenia na tę fanaberię udzielał sam Minister Spraw Wewnętrznych. Ustawa nie przewidywała formalnie szczególnych powodów uzasadniających zmianę rodowodu, pozostawiając to samemu Ministrowi, który winien zgodzić się z argumentacją Petenta zawartą we wniosku wyłuszczającym powody zamierzonej zmiany. Cudzoziemskość nazwiska nie była wystarczającym uzasadnieniem.
Za tę relatywną swobodę w powodach zmienności trzeba było jednak słono zapłacić. Sama opłata stemplowa wynosiła 3 000 marek polskich lub 4 500 koron austro-węgierskich. Zgodnie z aktualnych wówczas kursie było to 85,10 wysoko wtedy cenionego dolara. Mojego ulubionego wędzonego łososia można było kupić ponad 113 kilogramów. Prawodawca miał świadomość, iż ustalona taksa była zaporowa, gdyż uwzględnił możliwość zwolnienia od opłaty w całości lub części przez Pana Ministra. Zasad stosowania łaski ministerialnej nie określono.
      I to nie koniec wydatków: zaabsorbowany naszym podaniem minister spraw wewnętrznych musiał zamieścić (na koszt petenta oczywiście) ogłoszenia zamierzonej zmiany nazwiska w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej oaz, według własnego wyboru w trzech dziennikach nieurzędowych. W tym przypadku koszt anonsów z 1919 roku był nieporównywalnie niższy niż obecnie. Średnio linijka tekstu petitem kosztowała około 1 marki polskiej, czyli circa about 100 marek za komplet. Mam przed sobą skan kilku takich ogłoszeń – od 15 do 25 linijek.

      Wydanie sporej gotówki wcale nie oznaczało końca procesu. W ciągu 90 dni od dnia ogłoszenia wolno było zgłosić ministrowi uzasadniony sprzeciw w przedmiocie zamierzonej zmiany nazwiska. Jeżeli sprzeciw ten skierowany został przez osobę noszącą już pożądane przez petenta nazwisko, cała mitręga okazywała się daremna, a o zwrocie wydatków ustawa nie wspominała.
      Aha – uwaga ważna dla feministek, a wówczas sufrażystek – z niejasnego dla mnie przepisu wynikało, iż kobieta zamężna mogła być zaskoczona koniecznością zmiany dokumentów tożsamości ponieważ jej małżonek nie musiał się przed nią tłumaczyć ze swojej fanaberii, a Pan Minister tym bardziej nie był przymuszony pytać się o zdanie Małżonki w interesującym ją przecież temacie. Gdy wniosek został załatwiony pozytywnie, nowe miano spadało na żonę oraz dzieci, które w chwili niesienia podania nie były pełnoletnie. Ciekaw jestem natomiast jak Pan Minister wybrnąłby w sytuacji, gdyby to Małżonka wystąpiła z inicjatywą rozpoczęcia nowego rozdziału swego życia nie informując o tym swego męża. Formalnie ustawa nie zakazywała tego rodzaju wnioskom, a ustanowione w listopadzie 1918 roku przez Naczelnika Państwa prawo wyborcze dla kobiet do czegoś władze zobowiązywało.




Dostępny także w serwisie ARTELIS.