Za mundurowym Panny sznurem

Serdecznie zapraszam na mój blog równoległy MOŚCICKI 1929.


 

      Stać się Panią Posterunkową w II Rzeczypospolitej nie należało do rzeczy łatwych. Nie wystarczyła tutaj chęć szczera.

     Zadziałała chemia, narzeczony przedstawiony został rodzicom narzeczonej. Ponieważ piastował funkcję państwową akceptacja konkurenta była prawie natychmiastowa.
     Panna została zaakceptowana już podczas pierwszej wizyty u przyszłych teściów. No to po sprawie, czas dać na zapowiedzi. No – prawie. Kumple z posterunku jednakże wspomnieli coś o rozporządzeniu Ministra Spraw Wewnętrznych z 28 lipca 1928 r. w sprawie zawierania związków małżeńskich przez funkcjonariuszów Policji Państwowej. No bo bez zgody przełożonych wiązać okowów małżeńskich nie wolno.

     I się zaczęły schody. Najpierw nupturient. Ma ponad 24 lata ? Ma. Przesłużył w Policji Państwowej trzy lata ? Uff, ale przesłużył. Czyli z jego strony wszystko w porządku.
     No może nie całkiem. Mamy już rok 1935 i wobec tego w Policji trzeba było przesłużyć aż siedem lat. Opłacało się żyć na „kocią łapę” przez te kilka dodatkowych lat. Niestety doszedł nowy warunek, nie tak łatwy do spełnienia – musi facet wykazać, że jego dochody wraz z zarobkami kandydatki na Panią Posterunkową są przynajmniej równe miesięcznym poborom jego przełożonego, czyli przodownika. 
 
     Dobra – jakoś się to zsumowało. Ale teraz zaczynały się prawdziwe schody – opinia narzeczonej – musi być nieposzlakowana. I nie dotyczy to opinii narzeczonej o narzeczonym lub o Policji Państwowej, albo nie daj Boże o sanacji. Tutaj biega o opinii na temat narzeczonej, a z taką opinią różnie bywa.
Ponadto nadmienić trzeba, iż w uzasadnionych przypadkach (chyba wiadomo o jakie przypadki także wówczas chodziło) naczalstwo mogło iść, zgodnie z prawem, na rękę podwładnemu.
     Udowodnienie nieposzlakowania w tych okolicznościach proste nie było, ale Policja Państwowa miała obyczajówkę, to było łatwiej. Gdy narzeczona nieposzlakowana nie była, to sorry Winnetou.
     Załóżmy więc wariant bardziej optymistyczny – Panna cieszyła się nieposzlakowalnośią swej opinii lub ktoś coś tam przez palce przepuścił, bo przecież kumpel starym kawalerem stać się nie może, zwłaszcza że to już piąty miesiąc. I teraz nupturienci natrafiają na najbardziej tajemniczy fragment przepisów dyscyplinujących policyjne życie rodzinne – paragraf piąty wspomnianego już tutaj rozporządzenia, który zacytuję in extenso:

§ 5. O ile procent szeregowych żonatych oraz wdowców i rozwiedzionych, mających na utrzymaniu dzieci, przekracza w pewnym okręgu wojewódzkim 75% ogólnego stanu etatowego szeregowych tego okręgu, to Komendant Główny Policji Państwowej może zabronić wydawania zezwoleń na małżeństwo szeregowym w tymże okręgu, wstrzymując jednocześnie obsadzanie etatów w tymże okręgu przez szeregowych wymienionych kategoryj (żonatych oraz wdowców i rozwiedzionych, mających na utrzymaniu dzieci) . Zakaz taki wydawany jest do odwołania, a traci swą ważność automatycznie w chwili obniżenia się liczby szeregowych wymienionych kategoryj niżej 75%.”

     Ki diabeł ? Kobitka w stanie wskazującym na skonsumowanie związku, a tutaj procenta, i to nie te monopolowe. Co robić ? Z pewnością nie występować z Policji. 
 
     Nieposzlakowana opinia – a to ci dopiero ! Na pocieszenie – w Wojsku Polskim międzywojnia lepiej pod tym względem nie było. A nawet gorzej.

A wszystko to opisane zostało w Dzienniku Ustaw z 1928 r. Nr 87 poz. 762 oraz w nowelizacjach szeroko cytowanego Rozporządzenia, rozciągających obowiązywanie tychże przepisów na funkcjonariuszy Policji województwa śląskiego oraz zaostrzających wymagania wobec narzeczonych.