Serdecznie zapraszam na mój blog równoległy MOŚCICKI 1929.
Przekazuję ostateczne rozliczenie z wielopostaciowym bólem i kamyczkiem półszlachetnym i składam je w powiązaniu z opisem zjawiska dla mnie niezrozumiałego, lecz naocznie widzianego przez piszącego te słowa.
W czasie okupacji Moja Mama, w wieku 12 lat, zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Najbardziej uznawany lekarz w okolicach Krzeszowic nie dawał żadnej nadziei, zgodnie zresztą z ówczesnymi warunkami i możliwościami medycyny. Ostatnia nadzieja – wizyta „znachorki”.
Jakoś udało się sprowadzić z Krakowa osobę leczącą ziołami oraz „czymś innym”. Starsza Pani zaordynowała przemienne kąpiele oraz okłady z kiszonej kapusty z dodatkiem „czegoś innego”. Po niecałym miesiącu Mama, ku zdumieniu eksperta medycznego, odzyskała całkowicie zdrowie, bez jakichkolwiek negatywnych skutków.
Starsza Pani, a następnie jej córka, stały się „rodzinnymi” diagnostami. Rozpoznawały dolegliwości oraz ordynowały swe mieszanki ziołowe oraz inne czynności lecznicze na podstawie badania moczu swoimi specyficznymi metodami. Wizyta chorego w Krakowie nie była konieczna.
W wieku 10 – 11 lat chorowałem na chroniczne zapalenie migdałów, prawie co miesiąc przechodziłem dosyć bolesne zabiegi przecinania powiększonych węzłów chłonnych.Radykalnie przypadłość ta została wyleczona mieszanką ziołową oraz cyklem codziennych okładów ze smalcu z dodatkiem imbiru. Może dlatego jednym z preferowanych w latach dorosłych trunkiem stała się imbirówka „swojskiej” produkcji. Do dnia dzisiejszego nie wiem, co to angina, a piwo piję wyłącznie zimne.
W latach siedemdziesiątych, jako jedyny kierowca w rodzinie, chyba trzykrotnie dostarczałem obiekty badań do Krakowa. Willa, w której ordynowała córka Starszej Pani, znajdowała się chyba na Podgórzu.
Byłem traktowany tam na specjalnych zasadach, nie musiałem czekać w kilkudziesięcioosobowych kolejkach koczujących w ogrodzie pacjentów. Przypominam sobie, iż obok willi znajdowały się zabudowania parterowe przystosowane do udzielania noclegu petentów. Wszystko to odbywało się otwarcie, bez konspiracji.
Jedno należy dodać – każdy „pacjent” był ostrzegany, iż możliwości terapeutyczne nie obejmują żadnych postaci raka oraz schorzeń ortopedycznych.
O ile sobie przypominam nikt z rodziny oraz znajomych przekazujących mi do dostawy próbek moczu nie wnosił reklamacji.
Moja Babcia oraz Mama zmarły z powodu schorzenia nie podlegającego jurysprudencji „Starszej Pani” oraz jej córki.
Nie oceniam, nie wznoszę peanów, po prostu opisuję fragment przeszłości.