Wsiadł do autobusu mojej ukochanej linii 23 w Bielszowicach, przy Kopalni – kierunek Katowice, Mickiewicza. Siedziałem sobie wygodnie, prawie pusty autobus, lecz kopalniany przystanek zawsze oznacza potężne przegrupowanie wojsk i dlatego odruchowo człowiek przerywa lekturę (w moim przypadku był to „Paragraf 22", którego mogę czytać w każdych warunkach i odcinkach, gdyż po prostu znam go na pamięć) i przygląda się nowo przybyłym.
Teraz, po 60, to mam przynajmniej spokój z ustępowaniem miejsca siedzącego – to mnie ustępują raczej. Co tu ukrywać – w autobusie lubię siedzieć, gdyż muszę coś czytać. Obecnie nie muszę analizować sytuacji – wstać lub siedzieć dalej.
Tak więc facet rzucał się w oczy. Wzrostem – tak circa about 1,90. Ponadto głośno gadał do siebie. Oczywiście był to bluetooth.
Kilka lat temu, jak wynalazek ten zaczął podbijać środowisko komórkarzy, to ja miałem uczucie, jakbym był otoczony niespełna rozumnymi osobnikami prowadzącymi dialog wewnętrzny na zewnątrz. Długo musiałem się przyzwyczajać – coś ze dwa tygodnie. Jak ten głupi także kiedyś kupiłem na Allegro tego zausznika, lecz go w ogóle nie użyłem. Jakoś było mi głupio – sprzęt podarowałem. Po prostu brak mi kultury komórkowej.
Tak więc głośno monologizujący wielkolud siadł sobie przede mną, vis a vis ładniutkiej nastolatki, także czytającej – chyba Bravo. I ten wielkolud dzielić się zaczął z otoczeniem swoim dramatem życiowym, który godzinę temu dosięgnął punktu przełomowego. Chociaż to raczej otoczenie raczone było dramatu tego opisywaniem.
Po drugiej stronie bluetootha była osoba płci przeciwnej, ukrywająca się pod kryptonimem „Misiaczek”. Misiaczek była dziewczyną „Koszykarza” kilka miesięcy temu. Bliska znajomość rozmówców przerwana została wyjazdem Wysokiego do Holandii. On tam pracował w gejowskim klubie, co jak się okazało w dalszej części dramatu, sprawą bardzo ważną, lecz nie z powodu bynajmniej zmiany orientacji Koszykarza. W Holandii on chciał kupić Subaru – bez określania modelu. To on musiał się starać bardzo. Musiał między innymi utrzymywać stosunki (bez intymnych) z personelem klubu, składającym się z Murzynów, Bułgara i Litwina. Układanie stosunków behawioralnych związane było z piciem alkoholi wysokoprocentowych. Po jednym z takich spożyć Policja Holenderska złapała naszego opowiadacza za kółkiem (marki samochodu pasażerowie autobusu nie poznali, lecz chyba nie było to Subaru) i odebrała prawo jazdy. Na długo lub na zawsze. A nasz narrator bez prawa jazdy ani rusz.
To kiedyś, w gronie holenderskich Rodaków nasz Wysoki spotkał gościa, którego mieszkająca w Polsce siostra miała mieć dojście tam gdzie trzeba i mogła by prawko załatwić. Za około 1 000 Euro. Cena odzyskania dokumentu wydała się opowiadaczowi wysoka, lecz był na musiku i rozpoczął pertraktacje. W wyniku negocjacji Wysoki wrócił do kraju, nie powiadamiając o tym fakcie Misiaczka, będącego jeszcze oficjalną partnerką życiową i przyszłą pasażerkę Subaru.
Pan 1,90 wszedł w kontakt wzrokowy z siostrą ustosunkowaną i kontakt ten przemienił się w coś bardziej konkretnego. Przez około dwa tygodnie sytuacja była patowa – ustosunkowana Pani (wynikało z kontekstu monologu, iż miała ponad 20 bliżej 50 oraz syna kilkuletniego) zwodziła w sprawie prawa jazdy, pocieszając jednocześnie bezdokumentowca swymi wdziękami. Cały czas Misiaczek była wprowadzana w błąd co do miejsca pobytu jej oficjalnego Partnera – za pomocą telefonu. Spryt Wysokiego polegał na tym, iż tylko on miał dzwonić do Niej z powodu niby tańszego roamingu z Holandii (?).
Chłop znalazł się w pułapce – bez prawka, oszczędności topniały, sumienie żarło. Pani z koligacjami nagle zmieniła kwotę, za którą dokument miał być odzyskany. Cena 1 500 Euro wydała się naszemu Bohaterowi zbyt wygórowana.
Tutaj relację z relacji muszę przerwać. Z powodu, że post staje się przydługi, a miejsca na tagi ubywa. Część II, czyli ostatnią, publikować będę jutrzejszego poranka.